niedziela, 20 listopada 2016

Jak zmieniało się moje podejście do zażywania w czasie trwania terapii?

      Pierwsze dni po przyjeździe do Kudowy spędziłam zaparta w przekonaniu, że choćby mi nie wiadomo co mieli powiedzieć, nikomu nie uda się namieszać mi w głowie i wiem swoje – po wyjściu zamierzałam bez wahania wrócić do zażywania.
Po krótkim czasie zrozumiałam, że jestem uzależniona. Świadomość o tym była dla mnie frustrująca. Z jednej strony chciałam dalej mimo wszystko zażywać, a z drugiej strony pojawiały mi się wspomnienia wszystkich przyjemnie spędzonych chwil, gdy nie byłam pod wpływem i tęskniłam za tym. Nie wiedziałam jeszcze czego chcę.
Gdy jeden z terapeutów powiedział do pewnej pacjentki, że znalazła się w tym punkcie, że zażywanie już nigdy nie będzie dla niej tak przyjemne jak wcześniej, dotarło do mnie, że w moim przypadku to prawdopodobnie też tak będzie wyglądać. Pomyślałam, że nawet jeśli postanowię zażyć, to będę myślała o wszystkim, co tu usłyszałam, a moje poczucie winy znacznie wzrośnie i nie będę się wcale dobrze bawić. Wzbudziło to we mnie wiele nieprzyjemnych emocji. Chciałam tylko być szczęśliwa, a myślałam, że bez narkotyków i alkoholu to niemożliwe.
Z czasem okazało się, że jest zupełnie odwrotnie niż myślałam. Gdy zaczęłam dostrzegać ile wstydu, żalu i smutku wywołały we mnie sytuacje spowodowane zażywaniem, z co raz mniejszą tęsknotą wspominałam sytuacje, gdy byłam pod wpływem – nawet te, które nie były powodem pojawienia się u mnie nieprzyjemnych emocji. Mam po prostu świadomość, że może i wtedy czułam się bardzo dobrze przez pewien krótki okres czasu, ale widząc jakie koszty poniosłam, rozumiem, że to nie było tego warte.
Wszystkie chwile, gdy byłam pod wpływem i czułam się dobrze, które nie skutkowały wstydem i poczuciem winy trwały łącznie może około tygodnia lub dwóch. Cena za ten udany tydzień była wysoka. Zapłaciłam kłócąc się z rodzicami, tracąc przyjaciół i znajomych, tłumiąc w sobie poczucie winy, wstyd, cierpienie,  smutek, przykrość i wiele innych nieprzyjemnych uczuć, słuchając od różnych osób, że się staczam, jestem ćpunką i pijaczką, że nie mam do siebie szacunku i powinnam się wstydzić, a trwało to wszystko nieco dłużej niż ten miło spędzony tydzień, a mianowicie 1,5 roku.
Dziś nawet te momenty po zażyciu, które do niedawna wspominałam miło i z tęsknotą, wydają mi się tragiczne, bo wiem, że działo się to w tym samym okresie czasu, gdy upijanie się do utraty przytomności było dla mnie rutyną, a trzeźwe spotkania ze znajomymi – czymś bezsensownym i nudnym.

(Autor H.K.)

Objawy uzależnienia

       Jak rozpoznać czy jest się osobą uzależnioną? Wiele osób, które to dotyczy nie zdaje sobie sprawy ze swojej choroby. Leczenie określiłabym jako walkę między siłą woli, a domaganiami organizmu. Gdy przyzwyczai się do pewnej substancji psychoaktywnej, będzie jej potrzebował po odstawieniu. Zrobi więc wszystko, abyśmy myśleli, że nie jesteśmy uzależnieni i, że możemy zażywać dalej, co łączy się ściśle z mechanizmami uzależnień.
Wyróżnia się 6 objawów uzależnienia. Pojawienie się co najmniej 3 z nich oznacza uzależnienie.
Jednym z nich jest koncentracja życia wokół zażywania. Nie oznacza to oczywiście, że aby to u siebie zdiagnozować należy codziennie sięgać po środki psychoaktywne, czy myśleć o nich 24/7. U mnie na przykład objawiło się to tym, że nie potrafiłam wyobrazić sobie spędzonego przyjemnie dnia ze znajomymi bez narkotyków czy alkoholu, a gdy miałam zażywanie w planach, cieszyłam się na samą myśl o tym już parę dni wcześniej.
Kolejnym symptomem jest zażywanie mimo wiedzy o szkodliwości. Mówię tu o sytuacji, gdy osoba zażywająca ma pełną świadomość, jak sięganie po używkę na nią wpływa, a nie, gdy sądzi, że to jej nie dotyczy.
Następny objaw to zwiększenie tolerancji organizmu na zażywaną substancję. W czasach czynnego uzależnienia wydawało mi się, że każdy tak ma, szczególnie w przypadku alkoholu, że po prostu „głowa się wyrabia”. Myślę, że niewiele osób, które tego doświadczyły, zdają sobie sprawę, że mogłyby zacząć się niepokoić o swoje zdrowie. Mechanizmy uzależnień jednak robią swoje.
Zanim trafiłam do ośrodka, wydawało mi się, że po osobie uzależnionej od razu widać, że coś jest nie tak. Sądziłam, że problem ten mógłby ewentualnie dotyczyć kilku moich znajomych, którzy zażywając, popadają w kilkudniowe ciągi, jednak gdyby ktoś mi wtedy powiedział, że jestem uzależniona prawdopodobnie bym go wyśmiała. Stereotypy mówią o bezdomnych narkomanach i alkoholikach, którzy żebrzą na dworcach, ale nawet najbardziej niepozorny człowiek, bogaty czy biedny, w jakimkolwiek wieku, z jakiegokolwiek domu by nie pochodził – dosłownie każdego może spotkać uzależnienie.

(Autor H.K.)

Czym jest głód narkotykowy lub alkoholowy?

       Czym tak naprawdę jest głód narkotykowy lub alkoholowy? Zanim poddałam się terapii byłam przekonana, że to mnie nie dotyczy. Kojarzyło mi się to z silnym uczuciem potrzeby zażycia, niemożliwym do powstrzymania. Sądziłam, że pojęcie głodu narkotykowego odnosi się do osób silnie uzależnionych od heroiny lub metamfetaminy, które odczuwają tak silne objawy odstawienia, że nie potrafią funkcjonować nie będąc pod wpływem. Nie miałam wtedy pojęcia jak bardzo się mylę. Objawy głodu często pojawiają się po przerwaniu zażywania nawet tak pozornie nieszkodliwego narkotyku jak marihuana.
Jednym z objawów głodu jest silna potrzeba zażycia z tendencją do natychmiastowego zrealizowania. Pojawia się często pod wpływem nieprzyjemnych emocji. Czując bezradność, smutek, przygnębienie czy złość i myśląc, że nie mam już nic do stracenia, bo gorzej być nie może decydowałam się sięgnąć po „rozweselacz”. Zadajmy sobie jednak pytanie, czy faktycznie jest on w stanie nas rozweselić, czy rozwiązać jakikolwiek problem, czy sprawi, że jedynie uwierzymy w chwilową iluzję radości po to, by później czuć się jeszcze gorzej. Nie mówię tu o kacu czy zejściu, ale o nasileniu się nieprzyjemnych emocji dłuższy czas po zażyciu. Do wcześniej wspomnianych nieprzyjemnych uczuć dołącza się świadomość, że nie potrafimy poradzić sobie z naszymi zmartwieniami. Nawet, gdy staramy się o niej nie myśleć, nie jesteśmy w stanie się jej zupełnie pozbyć. Każdy niesie swój własny krzyż i nie pozwólmy sobie myśleć, że zażycie jest sposobem, żeby go zrzucić.
Kolejnym objawem głodu jest przypominanie sobie przyjemnego stanu, który pojawia się po zażyciu. Często łączy się z natrętnymi myślami o danym środku psychoaktywnym i snami o nim. Może to doprowadzić do koncentracji życia wokół zażywania, co jest objawem uzależnienia. 
Osoby uzależnione często nie zdają sobie sprawy, że ich apatia, skoki napięcia, nadpobudliwość czy zobojętnienie są także jednym z objawów głodu. Oczywiste jest jednak, że narkoman lub alkoholik zacznie szukać wymówki, że jego emocje nie są powiązane w żaden sposób z zażywaniem, co pozwoli z czystym sumieniem sięgnąć po kolejny kieliszek czy kolejną działkę.
Opisane przeze mnie objawy to tylko kilka przykładów. Na głodzie pojawia się również m.in. suchy kac, pogorszenie pamięci i koncentracji, trudności w abstrakcyjnym myśleniu, ból, zwiększona liczba konfliktów, zaburzenia snu i powątpiewanie w terapię.

(Autor H.K.)

sobota, 19 listopada 2016

Motywacja do leczenia

      Zanim przybyłam do ośrodka wydawało mi się, że to co robiłam było czymś normalnym. Słysząc ciągle o szkodliwości narkotyków, nie przestawałam zażywać, bo wydawało mi się, że to zwykłe „przesadzanie”. Myślałam, że nad wszystkim panuję. Po przyjeździe tutaj zaczęłam rozumieć jak lekkomyślna wtedy byłam. Nie wiem nawet, w którym momencie straciłam kontrolę. Jestem pewna tylko tego, że życie zdrowego człowieka tak nie wygląda. W chwili obecnej jedyne, czego pragnę to wyjść na prostą i zacząć żyć normalnie. Zawsze miałam wielkie ambicje. Mam nadzieję, że nie jest za późno, by je spełnić i, że narkotyki nie zniszczyły jeszcze doszczętnie mojego życia. Żałuję tego, co było, jednak moje życie nadal trwa. Wierzę, że mogę wszystko zmienić i będę walczyła do samego końca, by stać się nową, lepszą osobą. Dotarło do mnie, że używki nie rozwiązują problemów, a wręcz przeciwnie.  Jest to jedynie chwilowa ucieczka od zmartwień, ale działa ona jak smok, któremu po odcięciu głowy odrastają 3. Wierzę, że pewnego dnia rodzina będzie ze mnie dumna.

(Autor H.K.)

Ciasto maxi king w ośrodkowej wersji




Składniki:

2 paczki herbatników
1 puszka masy krówkowej klasycznej
1 puszka masy krówkowej kakaowej
1,25 kostki masła
1,5 szklanki mleka
ok. 1 łyżki słodkiego kakao
3/4 szklanki cukru
2 opakowania cukru wanilinowego
ok. 700 - 800 g mleka w proszku
2 czekolady (wg. uznania: mleczne, białe lub gorzkie)
garść pokruszonych orzeszków ziemnych
1/4 szklanki mleka do polewy

Przygotowanie:

1. Wyłożyć blachę papierem do pieczenia. Położyć warstwę herbatników. 1 szklankę mleka z cukrem i paczką cukru wanilinowego zagotować. Odstawić do ostygnięcia.
2. Miękkie masło miksujemy z mlekiem w proszku (ok. 6 szklanek). Tak powstałą masę dzielimy na 3 części, by oddzielić 1/3. Do pozostałych 2/3 tej masy dolewamy zagotowane wcześniej mleko z cukrem. Połowę powstałego kremu śmietankowego wylewamy na rozłożone na blasze herbatniki i rozprowadzamy równomiernie.
3. 0,5 szklanki mleka zagotowujemy z kakałem i cukrem wanilinowym. Zostawiamy do ostygnięcia.
4. Warstwę kremu śmietankowego rozłożonego na blasze pokrywamy herbatnikami. Podgrzewamy w kąpieli wodnej masę krówkową klasyczną, a następnie rozprowadzamy na wyłożonych wcześniej herbatnikach.
5. Mleko kakaowe miksujemy z pozostałą 1/3 masy z masła i mleka w proszku. Rozprowadzamy na kajmaku, następnie pokrywamy ponownie herbatnikami, a następnie podgrzaną w kąpieli wodnej masą kajmakową kakaową. Zalewamy resztą kremu śmietankowego i ponownie wykładamy herbatniki na wierzch.
6. Czekoladę roztapiamy (najlepiej w kąpieli wodnej, by uniknąć przypalenia) i dolewamy ¼ szklanki mleka. Wylewamy na wyłożoną uprzednio warstwę herbatników i posypujemy orzeszkami.
7. Odstawiamy do lodówki na około 4 godziny. 

Smacznego!

niedziela, 6 listopada 2016

Przygody małego Kazika

      Dawno, dawno temu, za górami, za lasami żyło małżeństwo. Pewnego dnia żona zapragnęła syna, co wzbudziło radość w mężu. Po roku urodził im się syn. Rodzicie chłopca mieli duży dylemat jak dać mu na imię, aż w końcu zdecydowali, że synek będzie miał na imię Kazik. Imię to miało oznaczać inteligentny, sprytny, beztroski i odważny. Kazik od małego był bardzo energiczny, beztrosko biegał po łące, gonił motyle, a jego ulubioną zabawą było taplanie się w błocie. Po śniadaniu wychodził bawić się i wracał po zmroku cały brudny, co śmieszyło mamę. Tata reagował inaczej, denerwował się na Kazika, że znów jest cały brudny. Mimo wszystko kochał bardzo syna. Gdy chłopiec miał 7 lat, mama zachorowała i przez dwa miesiące przebywała w szpitalu. Mały Kazik odwiedzał z tatą chorą mamę w szpitalu. Chłopiec czuł szczęście podczas odwiedzin, smutek zaś gdy musiał się żegnać. Gdy mama wyszła ze szpitala nadal była chora i cały czas musiała przyjmować leki. Był to czas, gdy życie małego Kazika wywróciło się do góry nogami. Gdy rodzicie byli w pracy małym Kazika zajmowała się babcia i ciocia przy której był bardzo niegrzeczny. Psocił, bił ją, w ogóle jej nie słuchał a całe dnie spędzał po za domem, na podwórku grając w piłkę, łapiąc motyle czy bawiąc się w błocie. W końcu nadszedł czas, gdy mały Kazik musiał iść do szkoły. Początkowo był podekscytowany, ale z czasem ekscytacja przerodziło się w zniechęcenie. W szkole dużo rozrabiał, nie słuchał się nauczycieli co złościło rodziców. Mimo że rodzice byli źli na chłopca, nie przestawali go kochać. 
Gdy Kazik zrobił się starszy kolega, zaproponował mu przygodę na którą się zgodził się bez wahania. Od razu wyruszyli do Dopalandi. Kazik był bardzo zachwycony tym miejscem, mimo że kolega zachowywał się dość dziwnie. W tej krainie liczyła się tylko radość. Chłopcy biegali, pływali w basenach, zjeżdżali na zjeżdżalniach, skakali na trampolinach przez cały dzień. Gdy zbliżał się zmrok Kazik  musiał wracać do domu. Pobyt w Doaplandii sprawił, że Kazik chciał tam przebywać więcej i więcej. Nie mógł doczekać się kiedy kolejny raz odwiedzi tą krainę. Jednak z każdym razem gdy tam był czuł mniej radości, którą przysłaniał smutek.
Pewnego razu Kazik tak zadurzył się w tym miejscu, że w ogóle go  nie opuszczał. Doszło nawet do tego, że zamiast chodzić do szkoły, Kazik odwiedzał Dopalandię. Zachowanie Kazika, podobnie jak wcześniej jego kolegi stawało się coraz bardziej dziwne. Przestał rozumieć się z rodzicami i opuścił się w szkole. Jednego dnia mama Kazika wzięła go na rozmowę. Rozmawiali bardzo długo. Po tym Kazik miał lepszy kontakt z mamą. Z tatą nawet zaczął jeździć na ryby a z mamą chodzić na spacery. W tym czasie urodziła się Kazikowi siostra, co sprawiło, że był bardzo radosny. Spędzał z nią bardzo dużo czasu. Gdy Kazik nie schodził do Dopalandii czas spędzał jak kiedyś ze swoimi przyjaciółmi. Odkrył także nowe hobby, zaczął biegać i lubił pokonywać różnego rodzaju przeszkody.
Któregoś dnia poznał Fiałka. Był to chłopiec podobny do Kazika. Razem biegali i zdobywali nowe doświadczenia. Pewnego dnia Kazik zobaczył wiewiórkę i pobiegł za nią aż wpadł do głębokiej dziury. Dziura okazała się być podziemną jaskinią w której Kazik spotkał różne dziwne stwory, które bardzo serdecznie go przywitały. Kazik został poczęstowany kolacją. Po dwóch dniach dowiedział się, że ta kraina nazywa się Mahualandia. Kazik do domu wrócił dopiero po 4 dniach pobytu w tym osobliwym miejscu. Gdy wrócił mama dowiedziała się gdzie przebywał jej syn i zabroniła mu tam chodzić. Oczywiście Kazik nie posłuchał zakazu mamy i przez cały rok odwiedzał Mahualandię co doprowadziło go do tego, że zachorował. Rodzice postanowili, że Kazik pojedzie do sanatorium, co wzbudziło w nim złość. Kazik nie zgadzał się z decyzją rodziców, więc poszedł z Fiałkiem do owej krainy. Jednak Kazikowi przestało się w Mahuolandii podobać. Kolega zaproponował Kazikowi podróż do innej krainy, w której Kazik jeszcze nie był, dlatego też początkowo nie chciał się zgodzić. Jednak kolega szybko przekonał Kazika i spuszczając się przez toaletę wylądowali w Fetalandii. Kazik nie mógł się tam odnaleźć mimo tego, że był bardzo energiczny, miał poczucie siły, cały czas biegał. Gdy wrócił do codziennego świata, cały czas myślami wracał do odkrytej krainy, chciał tam znów być, chciał więcej i więcej, lecz rodzice zabrali Kazika do sanatorium. Na początku chłopiec nie traktował swojego pobytu poważnie, przez cały czas myśląc o krainach w których był. Z biegiem czasu jego myślenie uległo zmianie i przestał tęsknić a także lubić owe krainy. Po 11 miesiącach pobytu w sanatorium Kazik zdecydował się uciec, po czym wrócił na tydzień do domu. Czas ten spędził przyjemnie, z przyjaciółmi, z rodziną. Gdy spotykał Fiałka nawet nie mówił mu „cześć” i stali się dla siebie obcy. Mama Kazika zdecydowała, że pojedzie ponownie do innego sanatorium. Bardzo go to złościło, że nikt  nie chce dać mu szansy, czuł się odrzucony, niechciany. Po czasie zrozumiał, że to było dla jego dobra…                                                                                            

(Autor K.M.)

Przepustka

       Dnia 2 i 3 lipca byłam na przepustce z tatą. Były to dla mnie bardzo miłe i długo wyczekiwane dni, ponieważ nie widziałam się z nim pół roku. Byliśmy w ZOO w Czechach. Szczególnie zafascynowały mnie małpy. Jedna jadła kalafior, a druga bujała się na huśtawce niczym człowiek. Przezabawny widok! Widziałam także piękne afrykańskie słonie na których miałam ochotę się przejechać, lecz nie było niestety takiej możliwości. To był relaksujący spacer i cudowne chwile! Do ośrodka wróciłam około godziny 20:00. Opaliłam się, co mnie bardzo cieszy. Następnego dnia byłam na wycieczce w Pradze. Jechaliśmy tam 3 godziny. Najzabawniejszym momentem było to, jak zatrzymaliśmy się na stacji i wychodząc z toalety zorientowaliśmy się, że bus nam odjeżdża. W akcie przerażenia zaczęliśmy biec w jego kierunku. Nie mogłam uwierzyć w to, co się stało. Okazało się jednak, że kierowca tylko zawracał. Moje niedowierzanie momentalnie  zamieniło się w rozbawienie, co za ulga! Praga okazała się być pięknym miastem, miastem stu wież. Jest ona jednak niebezpieczną miejscowością. Alkohol i marihuana były widoczne w każdym sklepiku. Było to dla mnie uciążliwe, ponieważ odczuwałam głód narkotyczny. Wiedziałam, że muszę być ostrożna. Ucieszyłam się, kiedy zobaczyłam w oczach taty zrozumienie.  Po powrocie do ośrodka opowiedziałam o tym wszystkim, aby nie nasilać głodu. Podczas pobytu w stolicy Czech pojawiło się we mnie wiele refleksji na temat zażywania i tego skutków. Cieszę się, że tutaj jestem, bo dzięki tutejszym ludziom odnalazłam siebie.   
(Autor S.P.)

Przyjazd z przymrużeniem oka ;-)

       W drodze do ośrodka w samochodzie spałem albo patrzyłem przez okno niebieskiego passata. Byłem zły i to wszystko co się działo obok mnie, miałem gdzieś. Cała droga trwała około 5 godzin, w ciągu których może tylko raz pomyślałem o czymś innym niż złość. Po przyjeździe zostałem zaprowadzony przez strażników przed oblicze dyrektorki (a tak naprawdę to z własnej woli sam poszedłem ;-)).
            Podczas rozmowy byłem torturowany i wyciągano ze mnie informacje w bardzo brutalny sposób. Ciemny pokój w którym się wtedy znajdowałem, zwany też „kanciapką” (prawda, że brzmi miło?), był pełen przeróżnych narzędzi. Można było się dosłownie rozerwać. A w rzeczywistości, w cywilizowany sposób rozmawialiśmy i sam udzieliłem niezbędnych informacji o sobie, które potrzebne były do przyjęcia. Po rozmowie zostałem przeniesiony do niezwykle przyjemnego pomieszczenia jakim jest kuchnia, będącym sercem domu. Ogromy stół zastawiony był mnóstwem pysznych potraw, ale każda z nich mogła być zatruta i sprawić że będę umierać w mękach. Oczywiście tak nie było, ale wtedy nic nie zjadłem ze złości, chociaż lubię jeść. Później zabito w dzwon i rozpoczęło się SW czyli Szybkie Wykrwawianie, codzienny rytuał, któremu poddawany był jeden z pacjentów. Żartuję, SW to Spotkanie Wieczorne, na którym każdy omawia swój dzień oraz dostaje informacje zwrotne od reszty pacjentów. Później poszedłem do mojej celi (pokoju ;-)) na górze, gdzie zostałem zamknięty.
(Autor K.J.)

Kolejna szansa

       Mój pierwszy dzień w ośrodku był 25 grudnia 2015 roku. Przyjechałem tu po 11 miesiącach pobytu w innym ośrodku. Przyjechałem z pozytywnym nastawieniem, tzn. że chciałem jak najszybciej ukończyć terapię. Gdy zobaczyłem to miejsce i wszedłem do środka poczułem zniechęcenie i momentalnie zmieniłem zdanie. Nie chciałem już tu być. Chciałem wracać do domu, nie chciałem tu zostać. Myślałem, że po pobycie w tamtym ośrodku jestem już wyleczony, że narkotyki są dla mnie nie groźne. Mówiłem mamie, żeby mnie stąd zabrała. Nie mogłem wytrzymać, więc wyszedłem z budynku i siedziałem w samochodzie. Nie miałem ochoty wracać, lecz tata mnie zmotywował. Potem poszedłem do terapeuty porozmawiać i zdecydowałem się zostać w ośrodku. Na początku było ciężko. W dzień czułem się bardzo samotny, ponieważ inni mieli odwiedziny (był to czas Świąt Bożego Narodzenia), ale szybko się zaaklimatyzowałem. Na początku szło mi raz lepiej, raz gorzej, do czasu gdy po dwóch miesiącach uciekłem. Po 4 godzinach złapała mnie policja i przywiozła z powrotem do ośrodka. Od tego momentu zmieniło się moje myślenie i nastawienie. W końcu zacząłem coś robić dla siebie, nie dla rodziny, terapeutów czy przyjaciół. Oczywiście, że raz jest łatwiej, raz ciężej, raz jestem wyżej, raz niżej. Ale najważniejsze, że nie poddałem się. Dziś mam perspektywy, dążę aby być trzeźwą.
(Autor K. M.)

Drugi pierwszy raz...

       Pierwszy mój dzień pobytu w ośrodku Ku Dobremu nasycony był tęsknotą, gniewem i złością. Nie mówiłam o swoich uczuciach, tylko manipulowałam, także mamą prosząc aby mnie zabrała bo popełnię samobójstwo jeżeli tego nie zrobi. Tak silny miałam głód narkotykowy. Każdy z terapeutów to widział, pozostali pacjenci także, tylko ja tego nie widziałam. Bo po prostu nie chciałam tego widzieć. Po 2,5 miesiącach pobytu dostałam wypis karny, z możliwością powrotu tutaj.
Teraz jestem tutaj ponownie. Nie ukrywam, że miałam pewne obawy dotyczące tego jak będę się czuła kiedy tu wrócę. Z jednej strony cieszyłam się że dostałam możliwość powrotu tutaj, ponieważ zrozumiałam w jakiej znajduję się sytuacji. Wcześniej byłam w Monarze 8 miesięcy. Jestem narkomanką i potrzebuję pomocy. Ten ośrodek jest wyjątkowym miejscem, ponieważ panuje tu rodzinna atmosfera. Mam poczucie bezpieczeństwa oraz czuję się tu ważna. Bardzo tęsknię za domem i rodziną, ale myślę, że to miejsce również może stać się moim drogim domem. 
(Autor S. P.)

Co dawały mi narkotyki i nad czym powinnam pracować?

       Przez długi okres czasu nie zdawałam sobie sprawy z tego, co dawały mi narkotyki. Na jednym z mityngów usłyszałam, że osoby uzależnione swoim nałogiem metaforycznie zalepiały własne dziury, pozornie uzupełniały pewną pustkę. Po usłyszeniu tej myśli zaczęłam się nad tym głębiej zastanawiać i zrozumiałam, że w utrzymywaniu abstynencji i zdrowieniu ważna jest świadomość tego co osiągałam przez narkotyki i czym mogę zastąpić owe dziury. Narkotyki pokazały mi, że na zawołanie mogę przestać czuć nieprzyjemne emocje. Na początku traktowałam to jako chwilową odskocznię od tego, co trudne. Jednak z czasem i zwiększoną częstotliwością zażywania coraz mniej i rzadziej dopuszczałam do siebie trudne emocje, stawały się one coraz bardziej niewygodne czy wręcz uciążliwe i narastała we mnie stopniowo coraz większa świadoma chęć wyeliminowania ich prawie totalnie. W pewnym momencie przestałam czuć najbardziej niechciany smutek, przykrość, bezradność i bezsilność, a gdy wiedziałam, że nadchodzi podejmowałam próby kontrolowania emocji, co jak zrozumiałam stosunkowo niedawno jest niemożliwe. W efekcie po prostu odcięłam się od uczuć, co z czasem stało się dla mnie normalne i nawet radość nie potrafiła już być do końca wesoła. Dzięki terapii zrozumiałam to wszystko i pracowałam nad tym, jednak nadal bardzo często nie dopuszczam do siebie trudnych emocji. Pomaga mi w tym codzienna medytacja lub w przypadkach braku czasu znalezienie choć 5 minut dla siebie i skonfrontowanie się ze sobą oddychając głęboko w ciszy. Ważne jest dla mnie również to, by na bieżąco mówić o swoim smutku, bezradności i bezsilności oraz nie zamieniać ich w złość lub się nie odcinać. Przez narkotyki nauczyłam również samooszukiwać się i mimo wyznawanych wartości tj. uczciwość i mimo mówienia o niej sama często nie byłam uczciwa, lecz zawsze miałam dla siebie wytłumaczenie i potrafiłam to zracjonalizować. Zaczęłam w ten sposób żyć w niezgodzie z wyznawanymi przez siebie wartościami. To wszystko pokazuje mi jak bardzo odbiegałam i uciekłam od tego co dla mnie najważniejsze nie mając na bieżąco takiej świadomości.  Teraz staram się obiektywnie oceniać swoje decyzje i zachowanie, lecz nie do końca potrafię, więc staram się pytać innych o zdanie i się z nim liczyć. Nie mam z tym łatwości i jest to rzecz nad którą mam zamiar pracować. Po narkotyki sięgałam bardzo często, a nawet głównie w stanach zmęczenia, przepracowania i przeciążenia intelektualnego. Wydawał mi się to świetny sposób na odreagowywanie i w pewnym momencie stał się rutyną. Teraz znam i doceniam wiele innych sposobów na zrelaksowanie się- w momentach przemęczenia mam zamiar chodzić na saunę, basen, biegać, uprawiać jogę, medytować czy chociażby zrobić sobie herbatę i obejrzeć ulubiony serial. Gdy każdą z tych metod próbowałam po raz pierwszy  od czasu utrzymywania abstynencji wydawała mi się odkrywcza, wręcz sprawiało mi to wielką radość, a przede wszystkim okazały się one dużo bardziej skutecznie niż narkotyki. Zażywanie dawało mi również poczucie siły i kontroli, miałam często wrażenie przewagi nad innymi i swego rodzaju bezkarności. To wszystko było złudne, wynik mojej własnej iluzji , lecz dawało mi to poczucie bezpieczeństwa i nienaruszalności. Muszę nad tym pracować starając się być i postrzegać się z tego samego poziomu co otaczający mnie ludzie i próbować godzić się z tym, że nie wszystko da się zaplanować i skonfrontować. Biorąc narkotyki nasiliłam w sobie własną dumę, która po dzień dzisiejszy przejawia się tym, że mam trudności w przyznawaniu racji, proszeniu o pomoc i pogodzeniu się z brakiem wpływu na niektóre decyzje. To jest obszar nad którym powinnam pracować starając się przełamywać swoje trudności i opory. Zauważyłam również, że odkąd zażywam skupiam się bardziej na wykonaniu zadania niż na jego idei. Reasumując moją pracę, narkotyki omamiły mnie totalnie. Zażywając niesamowicie oszukiwałam innych tak jak i samą siebie, wykreowałam przez nie fikcyjny wizerunek siebie, odcinałam się od uczuć, łamałam własne zasady i wartości, a przede wszystkim odsunęłam bliskich i zaniedbałam to, co było dla mnie najważniejsze bezczeszcząc swoje priorytety. Najbardziej smuci mnie to, że nie miałam na bieżąco takiej świadomości i czułam się złudnie oraz sztucznie szczęśliwa. Wbrew swojej początkowej postawie uważam, że trafienie do „Ku Dobremu” uratowało mi życie pozwalając zrozumieć siebie i chcę dać sobie szansę na trzeźwą przyszłość z perspektywami.                                                                                                                  
(Autor D.S.)
 

 
 

Bajka o małej dziewczynce

        Pewnego dnia na świat przyszła mała A. Rodzice A., mama J. i tata W. byli bardzo szczęśliwi. Pierwsza ich córeczka niestety zmarła, więc ich radość i szczęście z tego, że A. jest cała i zdrowa było ogromne. Kiedy A. była bardzo mała opiekowała się nią mama, ponieważ tato bardzo dużo pracował na utrzymanie rodziny. Mama A. zajmowała się nią, jak najlepiej umiała. Kąpała ją w wanience, przebierała jej pieluszki. Stawiała z nią pierwsze kroki. Była dla niej wsparciem, kiedy A. miała kolki, karmiła ją. Gdy A. miała oczko chore, rodzice zawieźli ją do pana doktora. Pan doktor musiał zrobić jej zabieg. Rodzice cały czas wspierali A. i byli przy niej. Mamusia zmieniała jej opatrunki. Tatuś płacił za wizyty u pana doktora. A. lubiła być noszona na rękach, rodzice czasami mieli dość, ale mimo niechęci, robili to. Bardzo kochali córkę. Z czasem dziewczynka była coraz większa. Rodzice mieli mniej czasu. Zatroszczyli się o nią w taki sposób, że kiedy pracowali oddawali ją pod opiekę babci. Mama J. i tata W., dawali jej też wsparcie w postaci materialnej. A. miała co jeść, w co się ubrać, miała też domek, jednak marzyła o tym, aby mieć pieska. Rodzice chcieli, aby miała jak najlepiej w życiu więc w niewielkim czasie kupili jej pieska. Kiedy  była w 2 klasie podstawówki czasami odczuwała ból brzuszka. Rodzice się martwili co się dzieje. Zawozili ją do szpitala. A. bała się spać sama. Kiedy odczuwała strach mamusia albo tatuś chodzili do niej i spali z nią w trudnych dla niej chwilach. Dziewczynka miewała trudności z zadaniami domowymi. Mamusia pomagała jej w ich odrabianiu. Razem z nią uczyła się tabliczki mnożenia. A. często opowiadała, jak razem z mamusią lubiły chodzić do kina na bajki. Najbardziej lubiły ‘’Shreka’’ oraz ‘’Potwory i spółka’’. A. nie pamięta gdzie był tatuś i mamusia kiedy była w podstawówce. Pamięta tylko, jak co roku jeździła z mamusią na wakacje do ciepłych krajów. Potem kiedy A. dorastała nie chciała wsparcia od rodziców. Rodzice nie wiedzieli co się z nią dzieje. Chcieli jej pomóc, ale nie wiedzieli jak. Chcieli dać jej wsparcie ale nie wiedzieli dlaczego A. je odrzuca. Kiedy miała 14 lat, dowiedzieli się, że A. została skrzywdzona przez złego wilka. Upolował ją jak zdobycz, lecz A. zdołała się uratować. Cztery miesiące po tym jak rodzice dowiedzieli się, że została skrzywdzona przez A. zaczęła zjadać trujące substancje. Rodzice byli zrozpaczeni. Bardzo ich to bolało. Nie wiedzieli co mogą zrobić w tej sytuacji. Chcieli jej pomóc. Bardzo. A. tego nie widziała. Tato dziewczynki zdecydował się, że panowie policjanci dobrze zaopiekują się jego córką. Po jakimś czasie uważali, że A. sobie poradziła i już nie zajada trujących substancji. Jednak nie wiedzieli, że kłamie i nadal nie może sobie poradzić. Rodzice próbowali zdobyć z nią jakiś kontakt, ale nie wiedzieli co mają zrobić. Rozmawiali z nią czasami, chcieli jej pomóc, ale ona tego nie chciała. Po jakimś czasie się poddali. Nie dopuszczali myśli, że A. może dalej jeść trujące substancje. A. nie mogła już tego znieść i przyznała się, że nie przestała się truć. Rodzice zaopiekowali się nią jak najlepiej potrafili. Dali jej wsparcie zawożąc ją do miejsca, w którym nie  jadła już trujących substancji. Rozstanie było dla nich bardzo trudne, ale wiedzieli, że to jedyne wyjście z trudnej sytuacji. Teraz A. nadal jest w tym miejscu. Jest to niewielka chatka. W której mieszka kilka osób. Rodzice odwiedzają ją, rozmawiają z nią dużo. Przytulają ją kiedy są obok. Jej tatuś dużo pracuje, aby mogła mieszkać w tym miejscu, bo pobyt tam jest bardzo drogi. Teraz mają nadzieje, że już wszystko będzie dobrze i A. nie będzie odrzucać ich wsparcia. Chcą być jak najbliżej. Bardzo ją kochają i chcą, aby była szczęśliwa.
(Autor K. A. )

Chcąc przywrócić to co stracone

      Dziewczynka, która wzięła największe pudełko w domu, otworzyła je i wysmarowała sobie buzię i włosy całą jego zawartością, brudząc przy tym również ubrania jak i wszystko dookoła, stała się istotą bardzo skrzywdzoną, krzywdzącą innych ale też i osobą czerpiącą każdą chwilę życia i cieszącą się tym co ma i tym co się do niej uśmiecha. Zaczynając od marzenia, aby dotknąć chmur na niebie, będąc przy pragnieniu bycia szczęśliwą i bycia z rodziną. Od momentu kiedy nauczyła się chodzić i mówić do czasu kiedy pisze tą historię. Jej idolką była Hannah Montana, a teraz? Teraz myśli o wynikach badań. O wynikach swojej głupoty, a być może choroby. Mieszkała z mamą i tatą przez krótki moment życia, a nagle pozostał jej tylko królik którego miała w domu. To z nim spędzała najwięcej czasu i to z nim rozmawiała o tym, jak było w szkole. Mama była z nią tylko wieczorami bo chodziła do pracy, a tata? Tata opuścił dom i pojechał gdzieś daleko. Tata przestał kochać mamę, ale żeby przytrzymać córkę przy sobie kupował jej od pluszowych misiów aż po najdroższe markowe ubrania. Po jakimś czasie w jej życiu pojawił się ktoś nowy. To też był mężczyzna i też kochał mamę. Dziewczynka jednak była inteligentna i zauważyła ale też odczuła, że to nie ten sam tatuś. Nigdy go w pełni nie zaakceptowała i zawsze zastanawiała się dlaczego tamten sobie poszedł. Może obraził się, że zużyła ten krem? Niestety nie. Zaczęła wychowywać się w środowisku gdzie wszyscy byli szczęśliwi i radośni, a w ręku trzymali magiczny napój. Spróbowała po raz pierwszy. Okazało się, że nagle szara rzeczywistość zamieniła się w kolorowy pejzaż. Nie była już taką małą dziewczynką. Wiedziała co robi. Wiedziała też,  że niedługo czar pryśnie. Spróbowała więc czegoś innego. Koledzy mówili, że to lekarstwo na smutek, że to ziele lecznicze, że poprawi jej humor. Było naprawdę zabawnie, dopóki nie zostawili jej samej i już się nie odezwali. Znalazła więc wsparcie gdzie indziej. Byli to dorośli mężczyźni. Dla jednego z nich potrafiła zaśpiewać, zatańczyć ale też rozebrać się i w pełni oddać. Była to dla niej jedyna droga ucieczki przed tym co bolało, ale kiedy i ci odeszli próbowała gdzie indziej. Nadepnęła więc na pole pełne min. Jedna z nich wybuchła, a ona rozsypała się na 14 kawałków. Nagle dostała to czego chciała. Miała nieograniczony dostęp do wszystkiego co dawało jej tyle radości. Nie spodziewała się jednak, że to ją zniszczy. Zachorowała. Mama wysłała ją do magicznego domku, w którym poznała księcia Mieszka I. Przeżyli razem wiele przygód, ale pewnego dnia książę Mieszko I zrobił sobie krzywdę i musiał jechać do szpitala. Zabolała go dusza, chciała go opuścić. Dziewczyna zareagowała atakiem i paniką, pokochała księcia Mieszka I. Bardzo cierpiała i tak bardzo pragnęła go odzyskać, tak jak i tatę z którym nie była ponad 7 lat. Dziewczyna opuściła domek. Z bólu i cierpienia powróciła do punktu wyjścia. Spożyła magiczny napój. Historia zaczęła się od nowa. Odwiedziła więc kolejny domek i to właśnie w tym domku dowiedziała się kim jest.
(Autor S.P.)

Krótka bajka na podstawie życia

       Dawno temu w iglastym lesie z dwóch różnych krańców tego pięknego i wypełnionego zielenią forestu, w tym samym kierunku zmierzały dwa jakże piękne łabędzie. Natknęły się na siebie i od tamtej pory spędzały ze sobą wiosny, lata, jesienie i zimy, aż w końcu mama łabędź wykluła jajeczko. Łabędzi rodzice bardzo o nie dbali by wszystko było w jak najlepszym porządku. Udało im się to. Po upływie czasu dbania o jajeczko rodzice poczuli wielkie szczęście, kiedy zauważyli, że skorupka jajeczka pęka, gdyż oznaczało to oczywiście jedno. Rodzice dbali o swoje kaczątko, bardzo je kochali, ale mimo wszystko czasem bywa tak, że młode pisklę wcześniej wylatuje z gniazda i skazuje się na zagrożenia czynników otaczającego go świata, oraz na samodzielność. Zupełnie niczego nieświadome pisklę ruszyło więc w świat...      
(Autor C.W.)

Malowanie na szkle


      Malowanie na szkle, jedna z preferowanych przez naszych podopiecznych form plastycznych. Co ich zachwyciło? Łatwość w nanoszeniu farb, możliwość ich mieszania i zmieniania form. I coś bardziej praktycznego, że jak coś się nie uda to zawsze farbę można ze szkła zmyć ;-)
 
       Tematem przewodnim był rozwój. Pytania pomocnicze: czym jest dla Ciebie rozwój, jak chciałbyś się rozwijać i co chciałbyś rozwijać. I oto co wyszło! Dla jednych rozwój to wyspa, dla innych żyjątko, które z czasem ewoluuje. Inni rozwój widzą jako punkt, wokół której tworzy się spirala doświadczeń albo jako pastelową przestrzeń, która wypełnia wszystko.

Puzzle


      Każdy z nas to zbiór niepowtarzalnych cech osobowości, przyzwyczajeń czy zachowań. Jedni z nas śmieją się głośno bez żadnych zahamowań, inni płaczą na filmach, a jeszcze inni krzyczą na widok pająków. Jesteśmy różni, a przez to wyjątkowi i niepowtarzalni. Taki oto zbiór niepowtarzalności prezentuje poniższa praca. Z mozołem wycinane puzzle, szukanie w sobie cech, którymi puzzle są wypisane i efekt końcowy jest świetnym pomysłem na integrację grupy. Przy tym wspólne zaskoczenie ile rzeczy o sobie nawzajem nie wiemy...


 

Zawieszki z koralików

      Zawieszki z koralików w kształcie zwierzątek to świetna okazja do ćwiczenia cierpliwości. Koraliki są małe, często "uciekają". No i żyłka, niemalże przeźroczysta. Kapitalna sprawa. Praca jest żmudna, nawet męcząca. Ale satysfakcja gwarantowana.


Organizer na ulotki


      Nie wiesz co zrobić z ulotkami, walają się po całym mieszkaniu, a gdy w końcu ułożysz to nie możesz ich znaleźć? Nic prostszego! Bazą organizera jest kieszonka. Może być tylna kieszeń ze spodni, możesz samemu uszyć lub wypruć ze starej koszuli. Boki kieszonki  obszyj tasiemką, muliną czy podszyj innym materiałem. Grunt to zabezpieczyć krawędzie kieszonki przed strzępieniem. Na samą kieszonkę można naszyć elementy ozdobne. Mogą to być guziki, koronki czy tasiemki, lub różne kształty i motywy z filcu, cekiny a nawet dżety. Wszystko zależy od Twojej wyobraźni. Na tylnej ściance kieszonki wszywamy zawieszkę i gotowe. 

Niedzielna pizza



Składniki na ciasto:
  • 4 szklanki mąki
  • 1-1,5 szklanki ciepłej wody
  • 50 g świeżych drożdży
  • łyżeczka soli i łyżeczka cukru
  • łyżka oliwy z oliwek 

Sos do pizzy
  • pomidory w kawałkach z puszki
  • suszona lub świeża bazylia
  • sól i pieprz do smaku
  • 1-2 ząbki czosnku

Drożdże wymieszaj z wodą, solą i cukrem. Następnie dodaj oliwę i mąkę. Wszystko zagnieć podsypując ciasto mąką, do momentu, aż nie będzie kleiło się do rąk. Wyrobione ciasto pozostaw pod przykryciem do wyrośnięcia. Następnie przenieś je na blachę rozwałkowując.

Pomidory z puszki wlej do garnka i gotuj na małym ogniu. Dodaj bazylię, sól, pieprz i czosnek według uznania. Mieszaj aż sos zgęstnieje. Polej nim surowe ciasto.

Ułóż na pizzy według uznania składniki które lubisz najbardziej. Posyp startym żółtym serem. Piecz w piekarniku rozgrzanym do 200 stopni C przez ok. 25 minut.

Smacznego!

Zapiekaneczki z jajkiem



Jest to szybka i smaczna opcja dla tych, którzy lubią dostosowywać przepisy do własnych upodobań kulinarnych ;-)

Składniki:
  • chleb tostowy lub każdy inny,
  • żółty ser w plastrach (jeden plaster na jedną zapiekankę), jako dodatek można użyć także mozzarelli lub sera pleśniowego,
  • jajka (ilość zależy od tego jak bardzo lubisz jajka),
  • przyprawy wedle uznania, obowiązkowo sól i pieprz,
  • masło,
  • wędlina (może być boczek parzony w plastrach),
  • ulubione warzywa np. podgotowane różyczki brokuła bądź surowa papryka,

Przykryj blachę do pieczenia folią aluminiową. Chleb posmaruj z dwóch stron masłem, ułóż go na folii i przykryj plasterkiem wędliny. Jajka wbij do naczynia i rozbij (jak na omlet). Dodaj sól i pieprz, i usmaż na maśle omleta, którego następnie pokrój w ćwiartki i ułóż na zapiekankach. Na samej górze połóż żółty ser w plastrach (mozzarelle lub ser pleśniowy) oraz warzywa, które lubisz najbardziej. Tak skomponowane zapiekaneczki, włóż do piekarnika na 10-15 minut i piecz w temperaturze 180 stopni C.

Pierogowe wariacje



Składniki na ciasto:
  • 1 kg mąki pszennej 500,
  • 2 łyżeczki soli,
  • 120 ml oleju,
  • około 400 ml bardzo gorącej wody,
  • jajko,

Farsz:
  • 2 kg ziemniaków,
  • puszka kukurydzy,
  • 250 g białego sera,
  • 2 bloczki serka topionego,
  • vegeta, pieprz,
  • 2 cebule,

Łączymy ze sobą mąkę, sól, jajko i olej. Następnie po trochu dodajemy gorącej wody. Uważajcie aby się nie poparzyć!!! Wyrobione ciasto dzielimy na porcje, które rozwałkowujemy i wykrajamy szklanką kółka.

Z farszem jest już trochę więcej przygotowania ;-) ziemniaki gotujemy w mundurkach, studzimy i obieramy. Przepuszczamy przez praskę do miski. Cebulę kroimy w kostkę, podsmażamy na patelni i dodajemy do ziemniaków. Następnie wsypujemy kukurydzę, biały ser i serki topione. Doprawiamy vegetą i pieprzem, wszystko mieszamy.

Ulepione pierogi gotujemy, można je oczywiście na koniec podsmażyć :-)

Jabłecznik



Składniki:
  • 2,5 kg jabłek,
  • 2,5 szklanki mąki pszennej,
  • 250 g masła,
  • 3 łyżeczki proszku do pieczenia,
  • 3 łyżki cukru pudru,
  • 5 jajek,

Jabłka obieramy, kroimy w ćwiartki (można także zetrzeć na tarce na dużych oczkach) i prażymy. Dodajemy cukier i cynamon do smaku. Mąkę przesiewamy i dodajemy proszek do pieczenia i masło, które siekamy na mniejsze kawałki. Dodajemy żółtka, cukier i szybko ciasto zagniatamy. Gdy ciasto będzie już wyrobione dzielimy na dwie części w stosunku 60/40. Mniejszą część zamrażamy, większą rozkładamy w formie wyłożonej papierem do pieczenia. Ciasto nakłuwamy widelcem i pieczemy w temperaturze 190 stopni przez około 15-20 minut na złoty kolor. Na podpieczone ciasto wykładamy jabłka. Z białek ubijamy pianę dodając cukru pudru, po czym wykładamy ja na jabłka. Zamrożone ciasto ścieramy na tarce. Całość pieczemy przez 30-40 minut w temperaturze 190 stopni.

Sałatka z tuńczykiem


Sałatka z tuńczykiem

 

Składniki:

  • 4 torebki ryżu,
  • 2 puszki tuńczyka w oleju,
  • pęczek koperku,
  • puszka kukurydzy,
  • 1 cebula,
  • 300 ml majonezu

Ryż gotujemy, cebulę kroimy w drobną kostkę, koperek siekamy. Kukurydzę i tuńczyka odcedzamy. Gdy ryż wystygnie wszystkie składniki mieszamy z majonezem doprawiając solom i pieprzem.