niedziela, 20 listopada 2016

Jak zmieniało się moje podejście do zażywania w czasie trwania terapii?

      Pierwsze dni po przyjeździe do Kudowy spędziłam zaparta w przekonaniu, że choćby mi nie wiadomo co mieli powiedzieć, nikomu nie uda się namieszać mi w głowie i wiem swoje – po wyjściu zamierzałam bez wahania wrócić do zażywania.
Po krótkim czasie zrozumiałam, że jestem uzależniona. Świadomość o tym była dla mnie frustrująca. Z jednej strony chciałam dalej mimo wszystko zażywać, a z drugiej strony pojawiały mi się wspomnienia wszystkich przyjemnie spędzonych chwil, gdy nie byłam pod wpływem i tęskniłam za tym. Nie wiedziałam jeszcze czego chcę.
Gdy jeden z terapeutów powiedział do pewnej pacjentki, że znalazła się w tym punkcie, że zażywanie już nigdy nie będzie dla niej tak przyjemne jak wcześniej, dotarło do mnie, że w moim przypadku to prawdopodobnie też tak będzie wyglądać. Pomyślałam, że nawet jeśli postanowię zażyć, to będę myślała o wszystkim, co tu usłyszałam, a moje poczucie winy znacznie wzrośnie i nie będę się wcale dobrze bawić. Wzbudziło to we mnie wiele nieprzyjemnych emocji. Chciałam tylko być szczęśliwa, a myślałam, że bez narkotyków i alkoholu to niemożliwe.
Z czasem okazało się, że jest zupełnie odwrotnie niż myślałam. Gdy zaczęłam dostrzegać ile wstydu, żalu i smutku wywołały we mnie sytuacje spowodowane zażywaniem, z co raz mniejszą tęsknotą wspominałam sytuacje, gdy byłam pod wpływem – nawet te, które nie były powodem pojawienia się u mnie nieprzyjemnych emocji. Mam po prostu świadomość, że może i wtedy czułam się bardzo dobrze przez pewien krótki okres czasu, ale widząc jakie koszty poniosłam, rozumiem, że to nie było tego warte.
Wszystkie chwile, gdy byłam pod wpływem i czułam się dobrze, które nie skutkowały wstydem i poczuciem winy trwały łącznie może około tygodnia lub dwóch. Cena za ten udany tydzień była wysoka. Zapłaciłam kłócąc się z rodzicami, tracąc przyjaciół i znajomych, tłumiąc w sobie poczucie winy, wstyd, cierpienie,  smutek, przykrość i wiele innych nieprzyjemnych uczuć, słuchając od różnych osób, że się staczam, jestem ćpunką i pijaczką, że nie mam do siebie szacunku i powinnam się wstydzić, a trwało to wszystko nieco dłużej niż ten miło spędzony tydzień, a mianowicie 1,5 roku.
Dziś nawet te momenty po zażyciu, które do niedawna wspominałam miło i z tęsknotą, wydają mi się tragiczne, bo wiem, że działo się to w tym samym okresie czasu, gdy upijanie się do utraty przytomności było dla mnie rutyną, a trzeźwe spotkania ze znajomymi – czymś bezsensownym i nudnym.

(Autor H.K.)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz