wtorek, 13 grudnia 2016

Motywacja do leczenia 3

       Kiedy przyjechałem do ośrodka nie miałem motywacji do leczenia tylko do jak najszybszego skończenia terapii i powrotu do starego trybu życia. Kiedy stwierdziłem, że spróbuję i wezmę czynny udział w terapii moja motywacja była słaba, bo szukałem jej na siłę w głowie wiedząc, że to co robiłem niszczyło mi życie, ale sercem uważałem, że to były piękne chwile i że marihuana tylko urozmaicała moje życie. To niestety ciągnęło się całkiem nie dawna, aż zadałem sobie pytanie ‘’Kiedy ostatnio byłem szczęśliwy?’’ i podczas szukania odpowiedzi uświadomiłem sobie, że podczas ostatnich kilkunastu miesięcy byłem szczęśliwy tylko kiedy miałem dobry towar albo kiedy mama nie czepiała się, że znowu wracam późno do domu, bądź gdy udawało się kogoś oszukać i miałem więcej narkotyków dla siebie. Wtedy uświadomiłem sobie, że tak naprawdę zostałem sam z marihuaną, bo nawet kiedy widywałem się z przyjaciółką, przyjacielem, dziewczyną którą kocham czy rodziną to byłem pod wpływem i nie potrafiłem się z tego cieszyć, bo zawsze haj dominował nad przyjemnymi emocjami, przez co nawet gdy coś wspominam jest to albo puste, albo nieprzyjemne. Co do tych drugich to na głodzie jestem mistrzem przypominania sobie wszystkich nieprzyjemnych przeżyć. Po tej refleksji stwierdziłem, że przez narkotyki nie potrafiłem być szczęśliwy, nie miałem przyjaciół i prawie straciłem rodzinę, a to wszystko przez ciągłą ucieczkę od samego siebie. Kiedy zderzyłem się z tym wszystkim moją motywacją do leczenia stało się poznanie samego siebie, cieszenie się z każdego dnia, odbudowanie relacji z przyjaciółmi i moją rodziną.
(Autor W. L.)

Motywacja do leczenia 2

       Zanim przybyłem do ośrodka wydawało mi się, że to co robię jest zupełnie normalne. Słysząc ciągle o szkodliwości narkotyków nie przestawałem zażywać, mimo że wiedziałem jak bardzo ranię bliskich. Myślałem, że panuję nad wszystkim ale jednak nie panowałem. Po przyjeździe do ośrodka i po przesiedzeniu kilku dni w pokoju coś we mnie pękło i uświadomiło mi, że jednak nie było za kolorowo i nie mam pojęcia w którym momencie straciłem kontrolę na zażywaniem. Jestem wręcz przekonany, że życie zdrowego człowieka tak nie wygląda. Teraz myślę tylko o tym żeby wyjść na prostą i żeby udowodnić rodzinnie, a najbardziej mamie, że nie wszystko jest stracone. Narkotyki nie zniszczyły mojego życia do końca- one pokazały mi inny świat i inny pogląd na życie, lecz będę walczył o to żeby pokazać się z innej strony pokazać, swoje drugie ja. 
(Autor C.K.)