niedziela, 19 lutego 2017

Przyjazd i pierwsze dni w ośrodku

      Mój przyjazd do ośrodka nie był mi mile widziany, w sumie jak każdemu. Opowiem wam jak to się zaczęło, otóż tak, wchodzi do pokoju moja Mama, o 3 w nocy i każe mi się ubierać. Gdy zapytałem jej o co chodzi, gdzie jedziemy nic nie odpowiedziała. No to ubierałem się, poszedłem do góry a tam dwóch wujków, więc pytam wszystkich po raz kolejny o co chodzi. Znów mi nikt nic nie odpowiedział. 3 w nocy rano do szkoły a oni jakiś wypad szykują. Wsiedliśmy do samochodu i zapytałem mamy znowu czy powie mi gdzie jedziemy, a mama że do ośrodka. Wtedy mój świat przewrócił się do góry nogami, nie wiedziałem co mam zrobić, zacząłem błagać Mamę żeby dała mi kolejną szansę lecz to już nic mi nie dało. Mieliśmy kawał drogi do przejechani a moje chore myśli były straszne, nie wiedziałem co mam o tym wszystkim myśleć, zaczęło mnie zastanawiać ile tam będę, co będą tam ze mną robić, to było straszne. Mama powiedziała,  że to tylko dla mojego dobra, pomyślałem sobie wtedy co ona wygaduje, dla mojego dobra oddaje mnie jakimś obcym ludzi. Po długiej trasie dotarliśmy już na miejsce do miasteczka o nazwie Kudowa-Zdrój. Tam przywitał nas Darek z Agnieszką- terapeuci, była tam jeszcze dwójka młodzieży, jakiś chłopak i dziewczyna. Darek zabrał nas do jakieś "kanciapy", gdzie mówił przez godzinę jak będzie wyglądał pobyt tu w ośrodku. Podpisywaliśmy jeszcze jakieś dokumenty, byłem załamany, kiedy mama z wujkami wsiadła w samochód i odjechali czułem się strasznie. Dziewczyna o imieniu Karolina zaprowadziła mnie do pokoju, w którym spędziłem jakieś 5 dni. Prawie nie wychodziłem, nie jadłem, nie piłem, tylko walczyłem ze swoimi myślami to było straszne, ale w końcu trzeba było zejść na dół do nich i zacząć robić coś ze swoim życiem i tak zaczął się mój pobyt w ośrodku.
(Autor C. K.) 

wtorek, 14 lutego 2017

Historia Olka

  Siema, mam na imię Olek, mam 18 lat i jestem trzeźwiejącym narkomanem. W tej pracy chciałbym przedstawić wam swoją historię, która zaczęła się 4 lata temu w Legnicy.
Chciałbym też zmierzyć się tutaj z kilkoma stereotypami.
  Zacznę od pierwszego razu kiedy zażyłem marihuanę. Szczerze wam powiem, że sam nie wiedziałem jak to ma na mnie wpłynąć, i to co najważniejsze, nie znałem odpowiedzi na pytanie po co ja to w ogóle zrobiłem? Tak mówiąc w języku nas, nastolatków, po prostu nie ogarnąłem o co chodzi. Poszedłem do domu i od razu położyłem się spać. Już wtedy organizm dawał mi znaki, że to nie jest dla mnie dobre, że to mnie niszczy. Choćby przez to, że zbladłem, osłabłem i nie przespałem nocy. Na następny dzień już nie pamiętałem tego co zrobiłem dnia poprzedniego, nie rozmyślałem nawet nad tym. Żyłem jak by dnia wczorajszego nie było. Już po pierwszym zażyciu pojawiła się pierwsza dziura w pamięci. Całkiem zapomniałem o tym jednym dniu tygodnia. Nie przejąłem się tym, zbagatelizowałem to. Kolejnym narkotykiem, była amfetamina, stymulant po którym ma się poczucie siły, odwagi, bezwstydu i bliskości z innymi ludźmi. Kiedy zażyłem ją pierwszy raz tak właśnie się poczułem. Byliśmy na klatce z dwoma znajomymi i koleżanką. Mieli przy sobie właśnie amfetaminę. Jeden z nich zaczął robić kreski i po chwili zażył. Pozostała dwójka też i po chwili usłyszałem: masz młody to dla ciebie. Patrzyłem na nich z zainteresowaniem i podnieceniem. Wydawali się być tacy szczęśliwi i zaspokojeni. Zażyłem. Po chwili nadeszło uczucie jakiego doświadczyłem pierwszy raz. Poczucie wiedzy, siły i energii. Pierwsze co zrobiłem to poszedłem do domu pociągając co chwile nosem. Znalazłem się tam w ciągu kilku chwil. Musiałem się powstrzymywać żeby nie zacząć biec. Wszedłem do domu i zobaczyłem tatę, usiadłem mu na kolanach i powiedziałem mu, że go kocham. Był bardzo zaskoczony tym co zrobiłem, ponieważ taka sytuacja miała miejsce pierwszy raz. Po chwili wszedł brat i on również był bardzo zdziwiony. Ja za to miałem w sobie poczucie dumy z siebie, że zdobyłem się na odwagę i że to zrobiłem. Gdy nadszedł wieczór zadziwiłem się. Minęło kilka godzin a ja nic nie zjadłem. Gdy leżałem na łóżku próbując zasnąć myślałem nad tym, żeby mnie to cudowne uczucie nie opuściło. Jednak było dokładnie odwrotnie. Już po chwili zaczął mnie bardzo boleć brzuch. Zacząłem się wyginać we wszystkie strony byle tylko przestał. Piłem krople miętowe na bóle brzucha, ale nic to nie dało. Po kilku godzinach cierpienia udało mi się zasnąć. To były moje pierwsze dwa zażycia. Teraz dochodzę do wniosku, że każdy kolejny raz był taki sam. Zmieniło się tylko jedno, zażywałem coraz większe dawki, a coraz mniej było „po narkotykowej rozkoszy”. W obecnej chwili mam też poczucie, że z każdym zażyciem traciłem jakąś część człowieczeństwa, z każdym zażyciem miałem mniej szacunku do siebie, jak i do innych ludzi. Coraz mniej mi zależało na treningach, szkole, czy rodzinie. W domu spędzałem zaledwie tylko noce, lub przeczekiwałem aktualny brak gotówki, a i to nie zawsze. Do rodziców przychodziłem tylko jak coś od nich chciałem. Z matką miałem bliższą relację niż z ojcem, z nim trudno było mi się porozumieć. Teraz już wiem, że to tylko dlatego, że tatą nie potrafiłem manipulować. Cały okres mojego zażywania to były manipulacje, kłamstwa, oszustwa i kradzieże. Wszystko żeby zdobyć dragi. Na niczym mi tak bardzo nie zależało jak na nich. Gdy gimnazjum się skończyło przyszedł czas na liceum. Wybrałem SMS Junior Wrocław. Wtedy była druga najlepsza  szkoła dla piłkarzy ręcznych w Polsce. Mieszkałem tam w internacie przez jeden rok. Dlaczego tylko jeden, skoro liceum trwa trzy lata ? Nie zdałem. Dlaczego? Bo jedyne co się dla mnie liczyło to narkotyki i znajomi, którzy oprócz zażycia mogli mi jeszcze zapewnić brak samotności. Plan dnia dla ucznia tamtejszej szkoły wyglądał tak: trening przed lekcjami, 8:00-15:30 lekcje potem znowu trening i dopiero czas wolny. U mnie wyglądało to nieco inaczej: 9:00 – pobudka potem na trzy lekcje do szkoły i iść się naćpać. Dzisiaj sam nie dziwię się sobie, że nie zdałem tego roku, dzisiaj wiem, że nie zdałem tylko i wyłącznie dlatego, że narkotyki były dla mnie ważniejsze, choć zawsze myślałem, że da się to pogodzić. Gdy dowiedziałem się, że nie zdałem to już możecie się domyśleć co zrobiłem. Gdy przyszło poprawiać rok wybrałem placówkę w której znajdowało się też moje ówczesne gimnazjum. Uczęszczałem tam przez około miesiąc. Gdy pewnego razu wracałem z treningu, z Wrocławia zadzwoniła koleżanka. Zapytała czy bym nie wpadł się napić. Nie odmówiłem, wręcz byłem zachwycony tym pomysłem. Tym bardziej, że nie chciałem wracać jeszcze do domu bo byłem pod wpływem narkotyków. Poszedłem tam i poznałem jej koleżankę, która jak się okazało po dłuższym czasie znajomości, złamała dwuletnią abstynencje narkotykową właśnie gdy razem zażyliśmy. Po tym jak się poznaliśmy zażywałem z nią codziennie. W nocy wychodziłem z domu do niej, od niej jechałem do szkoły i po szkole z nów do niej. Do domu wracałem późnym wieczorem i czekałem do ok. 3:00 w nocy żeby znowu do niej wyjść. Przez ok. miesiąc nie spałem w ogóle. Po dwóch tygodniach znajomości z nią, uciekłem z domu. Wprowadziłem się do niej. Jak się okazało znała dużo ludzi od których brała narkotyki. Pomyślałem sobie ale zajebiście nikt mnie nie będzie ograniczał, będę zażywał ile chcę, wychodził o której chcę, wracał o której chcę i żył jak chcę. Moja nieograniczona wolność trwała dwa tygodnie. Pojechałem z nią do Lubina na imprezę. Sam nie wiedziałem co zażywam. Do tej pory pamiętam jedynie urywki tego co tam się działo. Pamiętam, że nie mogłem wysiedzieć w miejscu. Byłem bardzo pobudzony. W tle leciało techno co jeszcze bardziej mnie pobudzało. Nie pamiętam kiedy wyszedłem z tej imprezy, a 90% wspomnień jakie mam są właśnie z poza domu. Pamiętam, że chodziłem jak żołnierz w tą i z powrotem, pamiętam, że leżałem na podłodze i udawałem, że mam połamane nogi, krzycząc; pamiętam, że przechodziłem przez las w którym były jakieś duchy, zombie, i inne dziwne stworzenia, pamiętam też, że stałem przed zamkniętym szlabanem czekając, aż otworzą bo wydawało mi się, że to wjazd do bazy a ja dalej jestem żołnierzem, że widziałem samochód ojca i biegłem za nim, wjechał za zakręt na parking, a gdy tam dotarłem już go nie było. To wszystko było wytworem mojej wyobraźni, moje paranoje, które mnie dopadły. Do tej pory przypominam sobie skrawki tego co tam przeżyłem, jak i samo to, że mnie tam cucili, bo krzyczałem leżąc na łóżku i wyginając się. Nie pamiętam jak to się stało, ale dotarłem na obwodnice łączącą Lubin z Legnicą. Gdy przeszedłem pierwsze pięć kilometrów zatrzymało się auto. Wysiadł z niego facet dał mi 20 zł. i powiedział żebym poczekał na busa, żebym nigdzie nie szedł bo strasznie wyglądam. Wziąłem pieniądze i zacząłem szukać sklepu. Gdy wróciłem na przystanek po chwili podjechała policja. Zapytali czy coś brałem, moja odpowiedź brzmiała nie. Kazali mi dmuchać w alkomat, zakuli w kajdanki i zawieźli do szpitala. Do tej pory pamiętam jak ściskałem te pieniądze w rękach żeby nikt mi ich nie zabrał, żebym po wyjściu miał na narkotyki. Zatrzymali mnie w szpitalu. Pierwszych dwóch dni nie pamiętam. W trzecim pamiętam, że nie potrafiłem spojrzeć rodzicom w oczy po tym co zrobiłem. Nie potrafiłem z nimi rozmawiać. Jak się okazało byłem pierwszym takim przypadkiem. Sami lekarze nie wiedzieli co maja ze mną zrobić, co mi podać. Nie panowałem nad własnym ciałem. Dopiero długo po wyjściu ze szpitala okazało się, że mój organizm był doszczętnie wysuszony, moje nerki przypominały rodzynki- byłem odwodniony. Gdy po wizycie w szpitalu wróciłem razem z rodzicami do domu poszedłem od razu spać, znowu pojawiły mi się zaburzenia poczucia czasu. Gdy się obudziłem dowiedziałem się, że rodzice podjęli decyzje o tym, że wyślą mnie do ośrodka. Byłem kompletnie załamany jak się o tym dowiedziałem. Rozpłakałem się i zacząłem panikować bo nie wiedziałem co mam o tym myśleć. Bałem się. Mama kazała mi się spakować i powiedziała, że pojadę na krótko i że szybko minie. Rozgniewałem się gdy powiedziała mi, że to będą trzy miesiące. Ciągle płakałem szukając odpowiedzi na pytanie Boże, co ja narobiłem? Spakowałem się i pojechaliśmy. Rodzice podczas drogi zwracali mi uwagę, kiedy zaczynałem mamrotać. Gdy przyjechaliśmy na miejsce pierwsze pytanie jakie mi tam zadano to jak się czuje? Odpowiedziałem standardowo. Roześmiali się i powiedzieli, że nie ma takiego uczucia. Wtedy pierwszy raz sobie dałem sprawę z tego, że nigdy na uczucia nie zwracałem uwagi. To tak jak zdanie sobie sprawy z tego, że żyjemy, paradoks  dlaczego ja, to ja a nie ktoś inny ? Wszystko to czego tam się nauczyłem staram się zastosować w swoim życiu. Najważniejszą rzeczą, którą tam osiągnąłem to ustalenie hierarchii wartości. W moim przypadku na pierwszym miejscu jest trzeźwienie, samorozwój i utrzymanie abstynencji od alkoholu i narkotyków, dopiero na drugim miejscu jest rodzina. Dlaczego? Bo gdybym zaczął znowu zażywać rodzina nie miałaby dla mnie żadnego znaczenia, znów stały by się najważniejsze narkotyki. Na kolejnych miejscach jest nauka, przyjaciele i zainteresowania. Czego się nauczyłem w ośrodku? Przede wszystkim spotkałem się z tym co mnie w życiu spotkało i co zrobiłem, na co miałem wpływ, a na co już go nie miałem. Na obecna chwile mam 6 miesięcy i 9 dni abstynencji od wszelkiego rodzaju używek poza nikotyną. Uświadomiłem sobie, że co już było nie wróci i swojej przeszłości nie zmienię, ale mogę zmienić przyszłość, jak i każdy z nas. Warto się nie poddawać i walczyć, dawać z siebie sto procent, bo nie wiesz co czeka za zakrętem. W ośrodku też nie było tak kolorowo. Czasem napotykałem trudności. Głody narkotykowe, ale ośrodek też nauczył mnie jak z nimi walczyć. Ośrodek pokazał mi też jak można rozwiązywać problemy w sposób asertywny i jak konstruktywnie się porozumiewać. Jak ważna jest rodzina. Ośrodek pomógł mi zrozumieć działanie Boga, na którego w ośrodku mówiliśmy Szef. Szef jest przy tobie zawsze, jakiej decyzji byś nie podjął, zawsze ci pomoże. Bardzo pomagała mi tam modlitwa którą odmawialiśmy codziennie rano i wieczorem. Boże, użycz mi pogody ducha abym godził się z tym czego nie mogę zmienić, odwagi abym zmieniał to co mogę zmienić, i mądrości abym odróżniał jedno od drugiego. Ta modlitwa jest mi niezbędna kiedy napotykam trudności. Kiedy opuszczałem ośrodek usłyszałem słowa: Olek, kiedy będziesz miał jedno wyjście z danej sytuacji to w nie idź, bo na pewno są jeszcze co najmniej dwa rozwiązania, których teraz pod wpływem emocji nie widzisz. Daj sobie jeszcze dwie godziny czy trzy i przemyśl to. Jak jest teraz? To, jak funkcjonowałem i żyłem z rodzina teraz, a przed ośrodkiem to niebo a ziemia. Teraz przede wszystkim nie siedzę sam w pokoju i się nie izoluję, rozmawiam, a nie milczę, nie wychodzę mając wszystkich w dupie, nie trzaskam drzwiami i nie krzyczę, rozwiązuję trudności w sposób asertywny. Staram się zrozumieć drugiego człowieka. Zaczynam dostrzegać działanie Szefa. Jestem wdzięczny ludziom, którzy mnie tego wszystkiego nauczyli w ośrodku, pozwolili mi spojrzeć na świat z zupełnie nowej perspektywy, ale przede wszystkim jestem wdzięczny rodzicom za podjęcie dla nich tak trudnej decyzji i za sfinansowanie mi ośrodka. Teraz chodzę też na spotkania grupy NA- Anonimowych Narkomanów. Takie spotkania opierają się na 12 krokach i 12 tradycjach, które możecie znaleźć w Internecie, ale przede wszystkim na opowiadaniach historii z życia każdego z uczestników. Udział w takim spotkaniu to naprawdę niesamowite przeżycie, wysłuchiwanie historii tych ludzi naprawdę bardzo mi pomaga, to dzięki nim zaczynam na nowo poznawać samego siebie. Każde takie spotkanie zaczynamy i kończymy modlitwa o pogodę ducha i słowami wracaj, to działa. Jak wspominałem na początku chciałem się zmierzyć ze stereotypami. Mianowicie. Dlaczego gdy widzisz człowieka podającego sobie dawkę na dworcu ogarnia cię obrzydzenie, a gdy mijasz tzw. dresa na ulicy, lęk ? We mnie w obu przypadkach pojawia się współczucie, bo oboje mają ten sam problem. Nie ważne ile zażywałeś, z kim i gdzie. Jeden zażywa na dworcu a drugi w willi z basenem, w NA wszyscy są równi. Teraz odpowiedz sobie na pytanie czy dalej taki człowiek jest dla ciebie jebanym ćpunem który za działkę zrobi wszystko. Skoro tak, ja też nim jestem. Dlaczego ? Bo uzależniony będę całe życie mimo tego, że już nie zażywam. „Jedna działka to za dużo a tysiąc nigdy dość.” - N.A. Mam na imię Olek i jestem trzeźwiejącym narkomanem. 
(Autor Olek)

środa, 11 stycznia 2017

Jak radzę sobie z agresją

      Opowiem wam jak radziłem i radzę sobie do tej pory z agresją. Moje początki nie były za piękne, kiedy jakaś osoba ze społeczności lub terapeutów mówili mi, że mam jakieś pijane zachowania to w podnosiłem głos i nie miło zwracałem się do kolegi lub koleżanki. Do terapeutów akurat ciężko mi było podnieść głos, a co dopiero zwrócić im uwagę, że coś mi u nich nie pasuje. Bardzo często trzymałem w sobie te nie przyjemne emocje, ale po czasie wybuchałem, ale to na nic dobrego nie wychodziło, kiedy nie mówiłem innym co do nich mam i przez to wychodziły różne nie przyjemne sytuacje. Wybuchałem i to ostro, ale później po czasie gdy przemyślałem swoje zachowanie było mi głupio i do tej pory staram się nad tym panować- to ciężka sprawa. Ostatnio miałem pewną trudną sytuację. Nie chciałem odebrać dyżury, wtedy kolega z terapii wybuchł, był agresywny, rzucał wulgaryzmami i wtedy mam problem aby zapanować nad swoimi emocjami. Pierwsza myśl która się nasuwa to "no weż się przymknij bo nie wytrzymam", ale nie wypuszczam tych słów bo zbliża mnie to do ulicy, a muszę odsunąć się od tamtego życia no i to chyba na tyle moi drodzy pozdrawiam was serdecznie . :D
(Autor C. K.)

Podsumowanie miesiąca

      Dzisiaj mija miesiąc odkąd przyjechałem do ośrodka. Na początku myślałem że uda mi się oszukać terapeutów, samego siebie i rodzinę. Na całe szczęście szybko uznałem że skoro już tu jestem to warto spróbować, bo wystarczyły mi dwa dni aby zacząć mówić o sobie i mojej chorobie. Od tamtego czasu zachodziło we mnie dużo zmian. Dzisiaj mogę powiedzieć że potrafię się cieszyć z małych rzeczy, zauważam coraz więcej pięknych rzeczy i miejsc które wcześniej dla mnie nie istniały, po prostu uczę się życia bez narkotyków. Niestety uzależnienie nie jest łatwą chorobą i często muszę walczyć z głodem i myślami przekonującymi mnie aby powrócić do czynnego nałogu. Miewam także momenty kiedy wątpię w sens trzeźwego życia i terapii, ale wtedy z pomocą przychodzi mityng albo społeczność.
(Autor W. L.)

Moja Siła Wyższa

        Kiedy przyjechałem do ośrodka za siłę wyższą uważałem samego siebie, miałem przez to złudne poczucie kontroli nad swoim życiem, ale byłem słaby. Potrafiłem się tylko porównywać z „gorszymi” i „lepszymi” ludźmi ode mnie przez co stałem się próżny i zgorzkniały. Odkąd zacząłem wierzyć że jest coś silniejszego ode mnie czuję ulgę i siłę za każdym razem gdy się modlę. Poza tym gdy oddałem bogu kierownictwo nad swoim życiem przestałem obwiniać innych za swoje potyczki i uwierzyłem  że szef tak chce i dzięki temu moje życie stało się przyjemniejsze. Odeszła ode mnie chęć powrotu do rodzinnego miasta i czynnego nałogu. Zaczęło się wyczekiwanie odwiedzin, a w miejsce planów ucieczki pojawiła się akceptacja głodów. Owszem, myśli o ucieczce czy złamaniu abstynencji nie zniknęły, ale bóg daje mi siłę i odwagę abym mógł poprosić o pomoc i dzięki niemu dostaję więcej możliwości rozwiązania problemu niż ucieczka czy zażycie środka psychoaktywnego. Dzięki sile wyższej zacząłem dostrzegać że dała mi rodzinę która mimo wszystkich moich nieuczciwości dalej mnie wspiera i we mnie wierzy, ujrzałem także wartość społeczności którą mogę wezwać za każdym razem gdy jest mi trudno. Siła wyższa pomaga mi także godzić się z faktem że jestem uzależniony od narkotyków i alkoholu, a to jest najtrudniejsza rzecz ze wszystkich wyżej wymienionych.
(Autor W. L.)

Nie widzimy swoich błędów

       Wczoraj zdenerwowała mnie pewna sytuacja, byłem zirytowany, zdenerwowany, wściekły i czułem nienawiść do kolegi który nic mi nie zrobił. Zbyt szybko i gwałtownie zareagowałem na normalne pytanie kolegi, zacząłem go obrażać i zachęcać do bójki. Trwałem w takim stanie około 13 godzin. Przed spaniem próbowałem zmęczyć się fizycznie na tyle by nie odczuwać już tylko nieprzyjemnych emocji. Niestety to nie pomogło. Od rana szukałem zaczepki i znalazłem sytuację, wyładowałem na koledze całą złość i chciałem się z nim pobić. Dobrze że przyszła nasza terapeutka Asia i rozładowała napięcie. Dużo dało mi też to co do mnie powiedziała. Po rozmowie z nią rozładowałem całe napięcie męcząc się fizycznie i rozmyślając o tej sytuacji. Dużo mi to dało. Udało mi się wypuścić z siebie nieprzyjemne emocje.
(Autor H. Kd. )

wtorek, 13 grudnia 2016

Motywacja do leczenia 3

       Kiedy przyjechałem do ośrodka nie miałem motywacji do leczenia tylko do jak najszybszego skończenia terapii i powrotu do starego trybu życia. Kiedy stwierdziłem, że spróbuję i wezmę czynny udział w terapii moja motywacja była słaba, bo szukałem jej na siłę w głowie wiedząc, że to co robiłem niszczyło mi życie, ale sercem uważałem, że to były piękne chwile i że marihuana tylko urozmaicała moje życie. To niestety ciągnęło się całkiem nie dawna, aż zadałem sobie pytanie ‘’Kiedy ostatnio byłem szczęśliwy?’’ i podczas szukania odpowiedzi uświadomiłem sobie, że podczas ostatnich kilkunastu miesięcy byłem szczęśliwy tylko kiedy miałem dobry towar albo kiedy mama nie czepiała się, że znowu wracam późno do domu, bądź gdy udawało się kogoś oszukać i miałem więcej narkotyków dla siebie. Wtedy uświadomiłem sobie, że tak naprawdę zostałem sam z marihuaną, bo nawet kiedy widywałem się z przyjaciółką, przyjacielem, dziewczyną którą kocham czy rodziną to byłem pod wpływem i nie potrafiłem się z tego cieszyć, bo zawsze haj dominował nad przyjemnymi emocjami, przez co nawet gdy coś wspominam jest to albo puste, albo nieprzyjemne. Co do tych drugich to na głodzie jestem mistrzem przypominania sobie wszystkich nieprzyjemnych przeżyć. Po tej refleksji stwierdziłem, że przez narkotyki nie potrafiłem być szczęśliwy, nie miałem przyjaciół i prawie straciłem rodzinę, a to wszystko przez ciągłą ucieczkę od samego siebie. Kiedy zderzyłem się z tym wszystkim moją motywacją do leczenia stało się poznanie samego siebie, cieszenie się z każdego dnia, odbudowanie relacji z przyjaciółmi i moją rodziną.
(Autor W. L.)